1.10
Miałam.
Totalne. Urwanie. Głowy – MTUG! Nauczyciele stwierdzili, że pod koniec
pierwszego miesiąca szkoły nawalą nam jak najwięcej prac domowych. McGonagall
powiedziała, że mamy braki w transmutacji i musimy je nadrobić trzema
dwustronnymi esejami na temat praw Gampa, które wkuwamy od pierwszej klasy,
Flitwick chyba po raz pierwszy od czterech lat zadał nam wypracowanie na temat
Zaklęcia Przywołującego oraz pięciu zaklęciom domowym, Horacy Slughorn kazał
nam opisać dwa Eliksiry, a kochany Thomas Lewis zadał nam przetłumaczenie
dziesięć zdań z run. W sumie mogłabym tak wymieniać dalej, ale z pewnością
zajęłoby mi to pięć kartek. Wiecie, że to musiało mieć jakieś skutki, ponieważ
nasze „śledztwo” zamarło. Nie powiedziałam NIKOMU o Hangletonie i nie miałam
czasu nawet go obserwować, a co gorsza…Każdy zapomniał o Czarodziejskiej Nocy,
więc nie wymknęliśmy się nocy wraz z mapą Huncwotów, a także może wykradzioną
Peleryną Niewidką siostry Cheryl, jeżeli w ogóle dostalibyśmy się do jej
dormitorium. Spokojnie, niech wilkołak zacznie zjadać dzieci w Zamku, chociaż kolejna
pełnia będzie 7 października, a więc stosunkowo niedługo!
Wstałam
ostatnia. Dormitorium było puste, więc zdziwiłam się, że nikt mnie nie obudził,
nawet Cheryl. Przynajmniej nie musiałam słuchać wyrzutów Morgany, opowiastek
Lydii, czy chichotów bliźniaczek Moch. Wiedziałam jednak, że musi być naprawdę
późno. Był jednak weekend, więc nie musiałam zakładać szat szkolnych, włożyłam
na siebie szybko kaszmirowy różowy sweterek (nie wiem co mnie do tego skłoniło)
i pogniecione jeansy. Wlokąc nogami, weszłam po schodach, prawie spadając po
nich z powodu Krwawego Barona, który wyskoczył wprost na mnie. Po chwili
wreszcie znalazłam się w Wielkiej Sali. Chyba byłam ostatnia, ale nikt nie
zwrócił na mnie uwagi. Usiadłam od razu koło Cheryl, która znowu flirtowała z tym piątoklasistą, zajadając się budyniem.
Odwróciła się do mnie dopiero wtedy, kiedy klepnęłam ją z impetem w plecy.
- Dominica! Och, dopiero teraz Cię zauważyłam – zatrzepotała
rzęsami i połykając kolejny kawałek budyniu.
- Doprawdy? – Mruknęłam, rozglądając się po stole. Na żadną
z potraw nie miałam ochoty. Pochylając
się nad kukurydzą, zobaczyłam Scorpiusa, który rzucał w Alyson owsianką.
Unikałam go jak najbardziej mogłam, mimo tego, że miałam mu powiedzieć o
Hangletonie. Po tańcu na imprezie w Pokoju Wspólnym, czułam się dosyć niezręcznie..
Napaćkałam więc drobne kawałki kukurydzy i zaczęłam je mielić jadaczką.
- Dzisiaj wyjście do Hogsmeade – powiedziała Lydia siedząca
naprzeciw mnie, wyrywając mnie z powolnego jedzenia. Nakładała cały czas
serdelki, czyli jej największą miłość. – Ja na pewno idę do Miodowego Królestwa
i kupię sobie pełno słodyczy, bo kończą mi się te od mamy. I w dodatku,
usłyszałam, że do herbaciarni pani Puddifoot idzie James Potter z Angelicą
Bones, a doszły mnie też słuchy – tu ściszyła głos – że, że! Torcik Scorpius
idzie tam też z jakąś dziewczyną. – Zachichotała, połykając kawał serdela.
Prawie wyplułam kukurydzę z ust, a Morgana zatrzęsła talerzem, upuszczając na
niego widelec.
- Ty obżartuchu! Co wypuszczasz okropne plotki? Scorpius tam
nie idzie… - warknęła, a trójka piątoklasistów wybuchła śmiechem. Lydia się
obruszyła.
- Nie jesteś jego dziewczyną, to może robić sobie co chce –
ugryzła kolejnego serdelka. Cheryl i ja wpatrywałyśmy się komicznie na
dziewczyny. Nie powinno mnie zdziwić, że Malfoy (chociaż nie wiem czemu) nie
potrafi się opędzić od dziewczyn, ale żeby od razu iść z nimi do najbardziej
romantycznej kawiarni w magicznym świecie? Czyżby naprawdę znalazł tą jedyną…O
NIE! To brzmi naprawdę zabawnie.
- Zamknij te swoje pulchne poliki! – Wrzasnęła Forester,
rzucając pucharek o stół. Wszystkie domy spojrzały się wprost na nią, nie
ukrywając śmiechu. Twarz szatynki nabrała szkarłatnej barwy, a oczy się
zaszkliły. Stwierdziłam, że ona ma naprawdę coś nie po kolei…
*
Wszyscy
uczniowie od klas trzecich wzwyż, chodzili żywi po zamku, nie mogąc doczekać
się wyjścia do Hogsmeade. Rozprawiali o sklepie Zonka, Miodowym Królestwie czy
o Pubie pod Trzema Miotłami. Było to pierwsze wyjście w tym roku. Słońce ukryło
się już za chmurami i wiał lekki wiaterek, zwiastujący październikową pogodę.
Szukałam wzrokiem Albusa, nawet Scorpiusa, który pewnie był zajęty swoją
wybranką (o ile Lydia rzeczywiście mówiła prawdę) i Cheryl, którą gdzieś wcięło
- by wreszcie powiedzieć im o Hangletonie. Przepychałam się przez tłum
rozochoconych uczniów, potykając się o koty, ropuchy i inne stworzenia. Cały
czas jednak trafiłam w to samo miejsce, gdzie James Potter stał dosyć schludnie ubrany
w towarzystwie kolegów.
- Mówię ci, że Angelica oszaleje na moim punkcie. Jednak to
nie zmienia faktu, że na Merlina, jestem…zdenerwowany – powiedział do wysokiego
Gryfona, a ja wzruszyłam ramionami. Nie interesowałam się jego życiem
uczuciowym, ale szukałam Albusa. Stwierdziłam, że przerwę ich pogaduszki i
spytam się, gdzie może być jego brat.
- Przepraszam! – Podeszłam do czwórki Gryfonów,
przekrzykując tłum uczniów. James Potter zmarszczył brwi, tak samo jak jego
koledzy.
- Czego potrzebujesz…Ślizgonko, chyba Dominico? – Spytał się
arogancko, przeczesując swoje brązowe włosy. Poczułam jeszcze bardziej jego
brawurowość, która biła od niego na kilometr.
- Wiesz może gdzie jest Albus? – Włożyłam dłonie do kieszeni
jeansów. Potter wykrzywił usta w uśmiechu.
- Pewnie gdzieś się pałęta z Rosie lub Louisem, a co?
Zakochana? – Zachichotał wraz z kolegami, a ja pokręciłam przecząco głową,
zdenerwowania.
- Nie – odparłam chłodno i odeszłam od piątoklasistów.
Wiedziałam, że jego brat więcej mi nie powie, więc stwierdziłam, że ponownie
poprzepycham się w tłumie. Szczęście chyba mi dopisało, bo stuknęłam się z
Albusem.
- Jesteś! Szukałam cię! – Powiedziałam głośno. – Muszę
powiedzieć coś ważnego, tylko znajdźmy Cheryl i Scorpiusa!
Potter
otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Kiwnął
twierdząco głową i pokazał dłonią, żebyśmy wyszli z samego środka korytarza.
- Chodzi o Hangletona – sprostowałam od razu – i sprawę
naszego śledztwa.
Albus
wtedy pacnął się mocno w głowę ręką.
- Zupełnie zapomniałem! – Jego dłoń pozostawiła czerwony
ślad na twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie i w tej samej chwili, podeszła do
nas Cheryl.
- Cześć, co knujecie? – Spytała się na wstępnie nieufnie,
poprawiając swoją wsuwkę, która podtrzymywała jej głowę. Myślałam, że znowu
flirtuje z tym piątoklasistą, ale chyba poczuła zazdrość, widząc mnie jak
rozmawiam z Albusem. O Merlinie, nie mogę
już tego robić.
- Szukaliśmy Cię. Dominica…tak? Ma coś ważnego do
powiedzenia w sprawie naszego śledztwa, tylko brakuje nam tego Scorpiusa –
Potter odezwał się pierwszy, a Cheryl uśmiechnęła się sucho. Dzięki Bogu, że
Albus jest rozumny.
- Jeżeli go w ogóle znajdziemy, bo ponoć idzie na randkę do
herbaciarni – mruknęłam, a Cheryl zaszczebiotała słodko, podczas gdy Albus
wybałuszył oczy.
- Co tak wszystkich wzięło na amory…Mam ochotę się
odizolować – skrzyżował ręce na brzuchu, a Twycross poczuła się urażona.
Zupełnie nie rozumiem ostatnio tej dziewczyny.
- Bo może twoja wrażliwość mieści się w krówkach, Gryfonie –
odwarknęła od razu, dumnie podnosząc głowę do góry. Potter się zaśmiał.
- Mówi Ślizgonka! – Odkrzyknął po chwili, zaczerwieniając
się.
- Możecie się nie kłócić? – Powiedziałam zirytowana, co
można było wyczuć w moim tonie.
- My się wcale nie kłócimy! – Odpowiedzieli jednocześnie, a
Cheryl odwróciła od razu wzrok. Przewróciłam oczami.
- Złość piękności szkodzi – zadrwił Albus, ignorując moją
irytację – a zwłaszcza, gdy jest się pod ramionami piątoklasisty.
Przełknęłam
ślinę. To wyglądało zupełnie jak kłótnia dwóch zauroczonych, którzy nie chcieli
się do tego przyznać i zazdrościli sobie nawzajem. A, i duma im na to nie
pozwalała, bo przecież Slytherin i Gryffindor, blablabla.
- Pocałujcie się na zgodę – rzekłam ironicznie, chcąc
wreszcie przejść do ważnych spraw. Od razu gdy to usłyszeli, odskoczyli od
siebie, ale przynajmniej przestali się bezsensownie kłócić. Założyłam pasmo
włosów za ucho i pociągnęłam ich w stronę posążku goblina. – Jest Scorpius i
chyba nie ze swoją dziewczyną… - Odetchnęłam z ulgą, pukając w plecy Malfoya.
Ten odwrócił się i uniósł brew.
- O, Dominica – jego usta wygięły się w ironicznym uśmiechu.
Myślałam, że zaraz pęknę z soczystej irytacji, ale się powstrzymałam.
- Mamy mało czasu, bo zaraz Filch zacznie nas zapewne
sprawdzać. Posłuchajcie mnie więc uważnie! W czasie meczu quidditchu,
zauważyłam, jak nagle Hangleton ucieka z Loży Honorowej i biegnie w stronę
gabinetu. Wiem, że brzmi to paranoicznie, ale może to on jest wilkołakiem.
Podejrzewać trzeba każdego! Pobiegłabym za nim dalej, ale Irytek mnie zatrzymał
– powiedziałam wszystko na jednym wdechu, byleby Scorpius mi nie przeszkodził.
- Te oskarżenia są głupie! Idąc tym tropem, mogę też
podejrzewać pierwszoklasistki – powiedział Malfoy, chcąc mi chyba jak najbardziej dokuczyć. Albus
od razu się wtrącił.
- No tak, ale…To może być jakiś dobry trop! W końcu wybiegł
z Loży Honorowej jako jedyny, a podejrzewać trzeba każdego, kto ma jakiekolwiek
dziwne zachowanie. A jeżeli nawet nie jest wilkołakiem, to możemy dowiedzieć
się innych smaczków. Poza tym, idzie z nami do Hogsmeade – Potter się
uśmiechnął łobuzersko. Scorpius spojrzał się na mnie, ale ja nawet nie
zwróciłam na to uwagi.
- Niestety, nie mogę wam towarzyszyć w śledztwie podczas
tego wyjścia. Innym razem – powiedział tajemniczo i oddalił się od nas. Z
pewnością idzie na randkę. Nie ma innej opcji.
- Skoro mamy śledzić tego Hangletona, to przydałaby się nam
peleryna niewidka! – Jęknęła Cheryl, zauważając swoją siostrę Natalie, z której
torby wystawał kawał materiału. – A moja kochana siostrzyczka trzyma ją sobie
na wyciągnięcie ręki…Może postaram się ją wziąć, jak wszyscy będą zebrani w
Miodowym Królestwie, tak samo jako ona.– I uśmiechnęła się tak samo łobuzersko,
jak przed chwilą Albus.
*
Szłam w
stronę Hogsmeade wraz z Cheryl, która wpatrywała się w torbę swojej siostry,
obmyślając plan kradzieży. Ja natomiast uważnie obserwowałam Hangletona, prowadzący
sznur dzieci do wioski. Wyglądaj podejrzanie…dobrze. Spokojny, z pałętającym
się uśmiechem na twarzy. Wierzyłam w duszy, że to on jest wilkołakiem, ale myśl
ta wydawała mi się równocześnie absurdalnie śmieszna i przerażająca. W
międzyczasie spoglądałam na Scorpiusa, chcąc wychwycić jego wybrankę. Byłam
bardzo zdziwiona, że szedł za rękę z tą słodziutką Katie Moch, która powodowała
wściekliznę u Morgany i w dodatku błyszczała różowiutkimi dodatkami.
- On idzie z Katie Moch! – Szepnęłam do Cheryl, która
wybuchła perlistym śmiechem.
- Ciekawe ile Katie łyżeczek cukru wsypie sobie do herbaty –
Twycross nachyliła się do mnie i ja także uniosłam kąciki ust. – Wybacz, ale idę za moją siostrą… - Dodała po chwili.
Kiwnęłam głową i gdy Cheryl się oddaliła z jak zwykle uniesioną twarzyczką, podeszła
do mnie bliźniaczka Katie, Nancy Moch.
- Moja siostra idzie na rankę z tym boskim Scorpiusem! –
Wrzasnęła, trzymając za rękę Elle Flint, mającą jak zwykle swoją zieloną
kokardkę wpiętą na włosach. Za nią szła Sarah Davis, która chyba znalazła się
tu przypadkiem.
- Pluję na miłość – warknęła i ponownie poszła do tyłu.
Panna Flint zachichotała.
- Ona jest jakaś…czarnomagiczna! Ale wiesz ponoć Ślizgoni
praktykowali czarną magię, no bo Voldemort i w ogóle! Ale teraz to się
zmieniło, co nie – powiedziała swoim głupiutkim tonem, a ja chciałam się zapaść
pod ziemię. Najdziwniejsze pokolenie w historii Slytherinu i tej szkoły…
- Lepiej patrz na Katie! On ją kocha, jestem pewna! – Nancy
otworzyła szeroko swoje błękitne ślepia, po czym skierowała wzrok na mnie. –
Dominica! Mam nadzieję, że nie jesteś zazdrosna, no bo ty tańczyłaś wtedy z
Malfoyem!
Elle
zakryła buzię ręką, wyrażając tym zdziwienie. Boże, ile jeszcze razy dzisiaj
będę się irytować?!
- Nic mnie z nim nie łączy – odpowiedziałam chłodno, a Nancy
zachichotała wraz Flint.
- Wiesz, Ślizgoni są ambitni, a ja jestem ambitna i chcę,
żeby moja siostrzyczka była ze Scorpiusem! – Odparła Nancy i nadal chichocząc,
pobiegła z Elle do przodu. Na szczęście, zbliżyliśmy się do Hogsmeade.
Pierwszym kierunkiem było Miodowe Królestwo, gdzie Hangleton również poszedł.
Odetchnęłam z ulgą i wraz z tłumem innych uczniów, weszłam do kolorowego
sklepu. Gdy drzwi się otwierały, wszystkie słodycze podskakiwały w miejscu, a
dzwoneczki nad ladą brzęczały radośnie. Każdy oglądał z zaciekawieniem półki,
pełne lizaków, które przyklejały się do języka, gał czekoladowych, karaluchów w
syropie, cukierków, które wybuchały w buzi i wiele, wiele innych. Rzucałam raz
po raz wzrokiem na nauczyciela, który rozmawiał żywo z ekspedientką. Zupełnie
nie zauważyłam, jak ramieniem popchnęłam miskę ze ślimakami – gumiakami.
Przerażona wrzasnęłam, jednak w ostatniej chwili pojawił się Amadeus, ten
kujon, który postanowił ze mną tańczyć na imprezie i odgarniać moje włosy na
plecy. Złapał spadający przedmiot.
- Uważaj, Dominico – powiedział ciepło, stawiając miskę
ponownie na miejscu. Uśmiechnęłam się delikatnie. Za nim stał rozbawiony
Elliot, który chyba próbował go do czegoś namówić. – Chciałem cię zaprosić… -
zaczął się jąkać. – W sensie chciałem cię zaprosić…do herbaciarni! Ale na
przyszłym wyjściu – odetchnął z ulgą, a Elliot krzyknął triumfalnie. Zaczęłam
mrugać niedowierzając, a moje policzki oblały się rumieńcem. Jednak w tej samej
chwili, Cheryl pociągnęła mnie w tłum ludzi, a ja straciłam widok na Amadeusa.
- Mam pelerynę! – Uśmiechnęła się, ukazując przedmiot. –
Szybko! Albus czeka przed wejściem! Hangleton zamierza wychodzić – wskazała
palcem na nauczyciela, zbliżającego się pośpiesznie do wyjścia. Nadal
zszokowana, powoli zaczęłam do siebie dochodzić.
- Tak, tak – powiedziałam energicznie, próbując nie ukazując
swojego zdziwienia. Pobiegłam z Twycross w stronę wyjścia, nie zwracając na
przewracające się półmiski brył nugatowych i słonowodnych ciągutek. W czasie
mojego wyjścia, dzwonki znowu zabrzmiały, ale tym razem ciszej. Wyszliśmy na
zewnątrz; James Potter szedł w stronę herbaciarni z roześmianą Angelicą,
natomiast Scorpius mierzył wolno z Katie, rzucając ostatnie spojrzenie na nas.
Był zażenowany, ale zbytnio się tym nie przejęłam, bo Albus narzucił na nas
pośpiesznie pelerynę. Musieliśmy cisnąć się w trójkę za Hangletonem, który
szedł chyba w stronę Gospody pod Świńskim Łbem.
- Co za masakra… - szepnęła Cheryl, która szła pośrodku. –
Chyba nikt nas nie widzi? – Albus wzruszył ramionami. Po niewygodnej
przechadzce w milczeniu, rzeczywiście, doszliśmy do gospody. Hangleton
rozejrzał się i wszedł do niej, zamykając z impetem drzwi, przez co jedna
szybka się niebezpiecznie zatrzęsła. Weszliśmy za nim, gdy drzwiczki się
domykały. Podłoga skrzypiała
przeraźliwie pod naciskiem, więc staliśmy w miejscu, zakrywając buzie
ręką. Hangleton podszedł do barmana, Aberfortha Dumbledore, który stał w
poplamionym fartuchu kucharskim, a przez ramię miał przewieszoną starą,
podziurawioną szmatkę. Uścisnął dłoń profesor.
- Już tam jest? – Spytał się przyciszonym głosem, próbując
nie zwracać na siebie uwagi trzech czarownic, które popijały kufel kremowego
piwa. Aberforth kiwnął głową i wskazał na drzwi za sobą. Spojrzeliśmy się
wszyscy na siebie. Albus sugerował palcem, abyśmy jak najszybciej pobiegli za
Hangletonem. Uważałam to za zły pomysł, ale musiałam się zgodzić. Gdy profesor
wróżbiarstwa otworzył drzwi, wparowaliśmy zanim do środka. Jakimś cudem nikt
nas nie usłyszał, tylko Aberforth odwrócił na chwilę wzrok, ale powrócił po
chwili do czyszczenia blatu. Znaleźliśmy
się w ciemnym pomieszczeniu, do którego wpadało mało światła, ogólnie tak jak w
gospodzie. Na podłodze leżał dywan, po boku rozciągały się szafki z książkami i
fiolkami po eliksirach, a w kącie stał stolik ze świecą.
- Co tu robi mój tata? – Szepnął zszokowany Albus, wskazując
palcem na siedzącego przy stoliku mężczyzna. Rzeczywiście, był to sam Harry
Potter, ubrany w gustowną marynarkę i czarne spodnie. Co od niego chce
Hangleton?
Zasłoniłam
buzię Albusa, aby się nie odzywał. Profesor uścisnął dłoń dorosłego Pottera.
- Dzień dobry, Hangletonie – powiedział Harry – starałem się
przyjechać jak najszybciej, byleby mnie nikt nie zauważył.
- Jasne, panie Potter. Pani Minerwa i ja dostaliśmy sowę od
Ministra Magii. Jestem zaniepokojony – powiedział flegmatycznym tonem
Hangleton. – Jak to możliwe, że tyle osób z Wizengamotu zostało znalezionych
martwych? Wiadomo, kto mógłby za tym stać?
Omal
nie krzyknęłam, tak samo jak moi towarzysze. Zabójstwa pracowników z
Wizengamotu? Tych ważnych osób? To chyba było trochę poważne…
- Nie – Potter kiwnął przecząco głową, zupełnie bezradny –
staramy się też, by nie wyniosło się to za daleko. Wprowadziłoby to duże
zaniepokojenie wśród czarodziejów. Obawiamy się, iż Wizengamot wiedział coś o
pewnej rzeczy i dlatego ktoś ich zamordował. – Harry przeszył wzrokiem
profesorka.
Hangleton
szedł po pomieszczeniu, trzymając dłoń na podbródku.
- A może być to związane z wcześniejszymi morderstwami w
Dolinie Godryka, byłego pracownika Departamentu Przestrzegania Prawa
Czarodziejów? – Spytał się nieco wścibsko, podchodząc do stołka. Harry skinął
głową. Przeraziłam się na moment, mój tata pracował w tym departamencie, w
Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów, ale chyba żył…No, Merlinie, na pewno żył!
- Wygląda na to, że tak. Nasze dochodzenia dotarły do tego,
że Henry był tak wysoko postawionym pracownikiem, że doskonale wiedział o tym
liście, który zostawił Yaxley po wyjściu z Azkabanu. Jednak jesteśmy niemal
pewni, że on sam nie może za tym stać, bo w czasie morderstw przebywał w
Bułgarii na pracach czarodziejskich, Charlie Weasley sam to potwierdził, ale
teraz musimy ściągnąć Yaxleya – odparł
szef Aurorów, oddychając głęboko. Hangleton kiwnął głową.
- Czyli teraz sugerujesz delikatnie, że zabójstwo członków
Wizengamotu mogło być motywowane tym listem? Już zupełnie nie rozumiem… -
powiedział niepewnie profesor.
- Listu nie ma! Ściągamy Yaxleya z Bułgarii, jak już
wspominałem, żeby nam powiedział, czy ktokolwiek oprócz niektórych
Śmierciożerców, którzy umarli bądź kitują w Azkabanie, wie o tym liście. Henry
zostawił członkom Wizengamotu ten list i go nie ma, a Ci którzy go chronili
zostali zamordowani. – Odparł głośno Harry, nieco zdenerwowany. Hangleton
wybałuszył oczy.
- Czemu mi o tym nie powiedziałeś wcześniej, na początku
rozmowy lub od razu w liście? – Profesor był mocno zdziwiony, a także
zirytowany. Potter wstał z miejsca i wyciągnął różdżkę zza pazuchy.
Odskoczyliśmy momentalnie do tyłu.
- Bo ci nie ufam! Minerwa powiedziała mi, że byłeś blisko
niektórych Śmierciożerców i możesz wiedzieć o liście. Więc nie udawaj
niewiniątka! Doskonale także wiem, czemu dostałeś tą posadę. McGonagall chce
mieć na oku ze względu na sierpniowe morderstwa, dlatego też dostałeś list ode
mnie…Chce zobaczyć, czy nie powiesz o tym komuś ze swoich szemranych koleżków –
mruknął nerwowo Harry, a oczy Albusa się zaświeciły.
- Te zarzuty brzmią śmiesznie. Nie wiem po co mnie tu
ściągnąłeś… - Zaśmiał się nieco nerwowo Hangleton. Po chwili jego uśmiech
zszedł z twarzy. – Nic ci nie powiem… - Odpowiedział i wyszedł z gospody tylnym
wyjściem. Harry stał zaniepokojony. Schował różdżkę za pazuchę i nakrył się
peleryną niewidką. Wyszedł, a po chwili także my. Dopiero przy sklepie Zonka
ściągnęliśmy pelerynę, oddychając niespokojnie.
- O jaki list chodzi? Nic nie rozumiem! – Pierwszy wylał swe
emocje Albus. Cheryl cały czas stała zszokowana. – I skoro Hangleton mógł znać
Śmierciożerców, to po kiego grzyba zesłali go do szkoły? O co w tym chodzi…To
było dziwne obserwować swojego tatę, znaczy, robiliśmy to z Jamesem często, ale
w domu! Nie w takich okolicznościach…
Usiadł
na ławeczce.
- Twój tata sam wspominał, że Minerwa chce mieć go na oku.
Według mnie, ten Hangleton jest dziwny! Taki po prostu szemrany typ! I w
dodatku pamiętacie, powiedział do twojego taty: „Nic ci nie powiem”, czyli coś
musi być na rzeczy! Musimy go śledzić! – Powiedziałam z przekonaniem, chociaż
sama miałam pustkę w głowie. Wszyscy na moment zapomnieli o wilkołaku.
- Może postaram się coś wypytać o ojca, pożyczę też od Rosie
Proroka Codziennego. Ale przede wszystkim obserwujmy tego gostka Hangletona!
Zgadzam się z Dominicą – odparł od razu Albus. – A ty Cheryl? – Spojrzał się na
pannę Twycross. Kiwnęła mimowolnie głową.
- A powiemy Scorpiusowi? – Odezwała się, odgarniając z
wdziękiem włosy do tyłu.
- Jego tata też pracuje w Ministerstwie, może coś wiedzieć.
Chociaż temat Malfoyów jest drażliwy u nas w domu, to jednak mój ojciec
ostatnio z nim współpracował. Powiemy tylko, że ma nic nie wypaplać na szersze
środowisko, bo mu wybijemy jedynki. – Uśmiechnął się Albus, zupełnie
zapominając o tym, że przed chwilą obserwował w ukryciu swojego ojca. – Teraz
się rozdzielmy, aby nie wzbudzać podejrzeń. Obgadamy to na spokojnie kiedy
indziej, jak będziemy mieć wolny czas. Cher, idziesz ze mną do Zonka? – Skinął
głową w stronę szyldu. Skierowałam wzrok na przyjaciółkę. Zarumieniła się po
cebulki włosów, ale mimowolnie pokiwała twierdząco głową. On też nieco się
zaczerwienił, po czym obaj weszli do sklepu. Widziałam przez okno, jak po
chwili wybuchają śmiechem i radośnie rozmawiają. Wow, zapomnieli o swojej dumie.
Odeszłam
od Zonka. Moja głowa cały czas była w pustce, czasami odbijały się myśli na
temat Hangletona, morderstw i wszystkiego co usłyszałam w gospodzie. Niektórzy
uczniowie zbierali się w stronę Hogwart, profesora nigdzie nie widziałam.
Topiąc się w myślach, wpadłam przypadkowo na Katie Moch, która tak głośno
płakała, że cud, iż jej nie usłyszałam. Pocieszała ją Nancy i Elle. Nie
zwróciły na mnie uwagi, więc od razu je wyminęłam.
- Palant! On powiedział, że nigdy ze mną nie będzie –
beczała. A czego innego spodziewała się po Scorpiusie? Na mojej twarzyczce
zaczął błąkać się uśmiech. Po chwili ujrzałam Malfoya w towarzystwie kolegów.
On także mnie zauważył i machnął do mnie ręką. Uśmiechnęłam się delikatnie w
jego stronę, chyba po raz pierwszy nieironicznie. Poczułam dziwne uniesienie,
gdy go zauważyłam. Chciałam rozpędzić się, walnąć w ścianę i wyczyścić
wszystkie myśli. Jakie uniesienie? W stosunku do Scorpiusa? Nigdy. Mój uśmiech
zszedł mi z twarzy, moja mina stała się bardziej zakłopotana. Szłam przed
siebie, z rękami w kieszeniach. Po chwili minął mnie zażenowany Amadeus, z
którym nie miałam siły już rozmawiać. Przysiadłam na ławeczce obok Sowiarni.
Przeżyłam chyba najdziwniejszy dzień, jaki mogłam przeżyć. Amory Amadeusa,
sprawa z Wizengamotem i uniesienie w stosunku do Scorpiusa? Brzmiało jak
sen…Ale to chyba początek jakiejś przygody!
NOTKA OD AUTORKI
Jeżeli nie rozumiesz tej historii o liście Yaxleya, to spokojnie! O to w tym chodzi, że bohaterowie i wy będziecie dowiadywać się wszystkiego stopniowo. Za wszelkie błędy przepraszam.
Pozdrawiam nową czytelniczkę Shaked Enter i dziękuje za 80 wyświetleń w tamtym rozdziale, szkoda, że komentarzy tak mało ^_^
Pozdrawiam,
Gabi.