3.10
Drzwiczki uchyliły
się, skrzypiąc głośno. Harry Potter wstał i od razu wyciągnął różdżkę,
zmierzając gościa od stóp do głów. Do pomieszczenia wszedł Hangleton, jednak
ubrany nieco inaczej niż zwykle, ponieważ odziany był w długą czarną szatę, natomiast
jego policzki pokryte były wieloma bliznami. Wykrzywił usta w szyderczym
uśmiechu.
- Czego chcesz? –
Potter zacisnął palce na różdżce, gotów, by wykrzyczeć jakiekolwiek zaklęcie.
Profesor wróżbiarstwa uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pokonałeś Voldemorta,
a mimo tego, jesteś tak beznadziejnie niemądry! – Odezwał się Hangleton,
podchodząc bliżej biurka zawalonego papierami. Dotknął jakąś kartkę, która od
razu się spaliła. Harry Potter oddalał się od niechcianego gościa. W tej samej
chwili, pokój zaczął się rozmywać; przybierał jednocześnie zarys jakiegoś
długiego korytarza, a wszędzie było słychać donośne krzyki, jakby wołanie o
pomoc zmieszane z jednoczesnym rzucaniem zaklęć. Pracownicy Wizengamotu w
śliwkowych szatach biegli po niezidentyfikowanym korytarzu, a jeden z nich
trzymał list.
- Uciekajmy! Jak najszybciej!
– Krzyknął najniższy z nich. Po chwili jednak wszyscy padli na podłogę. Obraz
ponownie się rozmył. Czwórka czternastolatków, czyli Albus, Cheryl, Scorpius i
Dominica, stali pośrodku jakiejś sali, dzierżąc w różdżkę dłoni…
Jakiś papierek świsnął mi
koło ucha, a ja od razu otworzyłam oczy i odkleiłam buzię od zimnej ławki.
- To był tylko sen… - Mruknęłam, pocierając swoją głową.
Moje serce nadal łomotało niespokojnie, zupełnie jakbym naprawdę była świadkiem
tych zdarzeń. Odetchnęłam głęboko, równocześnie zdziwiona, że zasnęłam na
lekcji. Dobrze, może jest to historia magii z przezroczystym profesorem Binnsem, ale jeszcze nigdy, nawet na
takich zajęciach, nie ułożyłam się do snu. To musiało być naprawdę dziwne.
Rudowłosa Puchonka z ławki obok spojrzała się na mnie, chichocząc, a Kevin coś
tam ględził. W sumie im się nie dziwiłam, przed chwilą spałam na ławce, może
się jeszcze śliniąc. Jednak nadal byłam zaniepokojona tym snem, a zwłaszcza, iż
podobny miałam ubiegłej nocy.
Szczerze powiem, że tak bardzo
przejęłam się tą sprawą z Hogsmeade, iż uciekałam
przed spojrzeniem Hangletona, jakby był bazyliszkiem. Chowałam się nawet za
posążkami lub zmykałam do biblioteki, byleby mnie nie zauważył. A w końcu muszę
go śledzić! Znaczy, powinnam go
śledzić, jeżeli chce się czegokolwiek o nim dowiedzieć.
- Urg Obrzydliwy stał na czele rebelii i zabił paru
czarodziejów z Hogsmeade w czasie snu… - profesor Binns cały czas opowiadał
historię o buncie Goblinów swoim nudnym, monotonnym głosem, który wręcz
powodował u uczniów senność. Jednak żaden z nich nie zasnął ot tak na ławce, co
ja. Rozejrzałam się po Sali; tylko Amadeus kreślił notatki, a gdy mnie
zauważył, uśmiechnął się przeraźliwie szeroko i chyba próbował puścić oko.
Cheryl znowu rozmawiała z piątoklasistą, Elliot rysował coś na ławce, pewnie
inicjały swoje i Rosie, bliźniaczki Moch
plotkowały z Flint, chyba o Scorpiusie, natomiast on (o dziwo!) siedział
spokojnie, a Lydia irytowała Morgane. Klasyk. Wróciłam więc do wcześniejszej
pozycji, marząc, by lekcja skończyła się jak najszybciej.
*
Po
lekcji starożytnych run, gdzie Thomas Lewis wytrzepał wszystkie moje rzeczy z
torby, nastąpił czas na przerwę. Zamiast ułożyć się spokojnie w błoniach lub
pochodzić po Hogwarcie, albo zrobić cokolwiek relaksującego, szukałam Cheryl,
Albusa i Scorpiusa. Musieliśmy powiedzieć Malfoyowi o podsłuchanej rozmowie, a
nigdzie nikogo nie było! Myślałam, że oszaleję, gdy błądziłam po
Hogwarcie. Jedyną osobą, którą spotkałam był Amadeus, który wcisnął mi papierek
w rękę i zniknął. Treścią karteczki było: „Zgadzasz
się czy nie? Daj znać po lekcjach”. Gdybym miała czas na takie sprawy!
Wreszcie zajrzałam do biblioteki, jednak nie sądziłem, że kogokolwiek tam
znajdę prócz natrętnych Krukonów, lub najlepszych uczniów z innych domów.
Nikogo z poszukiwanej trójki nie ujrzałam, wzięłam więc grube tomisko
zatytułowane: „Opis najpopularniejszych składników do Eliksirów poziomu
średniego” i usiadłam w kącie, studiując uważnie zawartość książki. Musiałam
się w końcu przygotować na nadchodzący sprawdzian z Eliksirów, by dostać
chociaż Zadowalający. Bibliotekarka uważnie stąpała po swoim królestwie,
zaglądając od czasu do czasu w stronę kątów, gdzie przebywali uczniowie.
Czasami wydawało mi się, że chce wbić swoje szpony w moją szyję i odciągnąć od
książki, po czym wyrzucić za drzwi. Pachniała starymi kartkami, co mnie
specjalnie nie zdziwiło, a lekko zardzewiały klucz od biblioteki, który wisiał
na jej szyi, pobrzękiwał delikatnie przy każdy kroku.
- Sproszkowany róg dwurożca…Eliksir Wielosokowy – mruknęłam,
błądząc palcem po sześćdziesiątej ósmej kartce. Po chwili coś zawiesiło mi się
na szyi tak mocno, że myślałam, iż Irma Pince naprawdę chce mnie wyrzucić z
biblioteki. Momentalnie się przeraziłam, a następnie zdenerwowałam, gdy okazało
się, że sprawczynią całego zajścia jest Cheryl.
- Oszalałaś? – Spytałam się cicho, byleby bibliotekarka nie
zajrzała znowu do tego kąta z miną sępa. Twycross od razu zachichotała. –
Szukałam cię! - Dodałam po chwili, wsuwając tomisko od Eliksirów z powrotem na
półkę i wyszłam, stąpając cicho.
- Przepraszam, ale nie miałam czasu. Kochana Minerwa znowu
mi powiedziała, że spisywałam niby od Amadeusa. Może po prostu korzystaliśmy z
tych samych książek… - jęknęła, gdy wyszliśmy już z biblioteki. Przy okazji
jeszcze sto razy po drodze poprawiła fryzurę. Słysząc jej słowa, uniosłam brew.
- Doskonale wiem, że od niego spisywałaś – wzruszyłam
ramionami. Cheryl zaperzyła się, jednak nie miała siły na jakąkolwiek obronę.
Od dwóch lat próbowała wciskać mi kit, iż nigdy nie spisałaby słowa od
najlepszego ucznia na roku. Szkoda tylko, że widziałam, jak w Pokoju Wspólnym
wyciąga ukradkiem pergamin z jego torby i jak najszybciej kreśli piórem, aby
przepisać całość. Dziwi mnie to, że jeszcze nie wylądowała na dywaniku, albo
nie dostała za to pięciu Trolli.
- To co, mamy iść szukać na błoniach? Chcesz w końcu
powiedzieć o tym Scorpiusowi – odezwała się Cheryl, gdy z jej twarzy zeszła
mina w stylu „panny – foch”. Skinęłam głową i po chwili wyszliśmy z cichego
zamku. Na zewnątrz panował lekki chłód, niebo było zachmurzone, a w dodatku
wiał lekki wiatr, który pierzchał moje włosy na każdą stronę. Zaczęłam rękami
okrywać swoje ciało, czując, jak zimno dochodzi do mojej skóry. Po chwili rozejrzałam
się z próbą zlokalizowania Pottera i Malfoya. No właśnie, tego nieszczęsnego Malfoya. Nie wiem, co się
stało wtedy w Hogsmeade, gdy go spotkałam i poczułam jakiejś dziwne emocje.
Powiem wam, że od tamtego czasu coraz bardziej mnie irytuje i sama myśl, że
muszę mu o tym powiedzieć, bardzo mnie przygnębia. Będzie wcinał się w każde
słowo, komentował oraz się wygłupiał. A to jest bardzo poważna sprawa, której
on pewnie nie zrozumie, chociaż jego ojciec pracuje w Ministerstwie. Jednak
może coś od niego wyciągnę, skoro mamy współpracować. Znaczy my coś od niego wyciągniemy, w końcu wie
o tym także Albus i Cheryl.
Uczniowie
zebrani na błoniach testowali specjały ze sklepu Zonka, na przykład proszek na
bekanie i mydełka z żabiego skrzeku, plotkowali, ćwiczyli zaklęcia, a niektórzy
udawali, że czytają podręczniki. Nigdzie jednak nie znalazłam Albusa bądź
Scorpiusa. W sumie z osób które kojarzyłam, znalazłam Jamesa Pottera, chcącego
wydłubać z kolegami coś w małym drzewku, Lydię, która częstowała drugoklasistów
swoimi słodyczami zakupionymi w Miodowym królestwie, a uwierzcie, że było ich
bardzo dużo! W końcu doszliśmy do małej akacji, która została posadzona przez
Hagrida w maju na rocznicę Bitwy o Hogwart. Pod nią znajdowała się więc mała
tabliczka z wygrawerowanym napisem: „Ku czci poległych – maj, 1998”, otoczona
wieńcami kwiatów, które Minerwa zaczarowała tak, by wyschły dopiero przy
kolejnej rocznicy. W tej części błoni znajdowało się mało osób; nierozłączne
bliźniaczki Moch, które wylegiwały się na pagórku wraz z Elle Flint i grupka
jakiś niezidentyfikowanych uczniów.
- Czy tam jest Scorpius? – Cheryl odgarnęła po raz setny
swoje włosy do tyłu i wskazała palcem na blondyna, stojącego tyłem do nas. Nie,
to nie był Scorpius, bo prawdziwy Malfoy stał za nami i puknął nas z impetem w
plecy. Intuicyjnie się odwróciliśmy i ujrzałyśmy tego prawidłowego blondyna, z
nierówno zawiązanym krawatem, który gryzł jabłko.
- Co chcecie? –
Spytał się neutralnym tonem, nadal zajadając się owocem. Westchnęłam i widząc
jego niedbalstwo w głosie, zastanawiałam się, czy coś w ogóle go interesuje
prócz rzucania kuleczkami na lekcjach.
- No nie wiem co chcemy – burknęłam i przewróciłam
teatralnie oczami, czując się przez chwilę jak kukiełka w przedstawieniu.
Scorpius na to prychnął, znowu niedbale gryząc swoje jabłuszko. – A ty
przypadkiem nie miałeś chodzić za rączkę z Katie Moch, żeby nauczyć ją chodzić?
– Uśmiechnęłam się, chcąc w ogóle zrezygnować z planu powiedzenia mu
czegokolwiek. Malfoy wyrzucił jabłko gdzieś przed siebie i westchnął.
- To był zakład – odparł, a Cheryl w tej chwili parsknęła
śmiechem. Scorpius zmierzył ją wzrokiem. – Miałem się umówić z chodzącą
błyskotką za 10 galeonów. Chłopacy wymyślili to w dormitorium. To się
zgodziłem, ale to było najgorsze co mogłem zrobić! Chichoty Katie,
szczebiotanie pani Puddifoot, która stwierdziła, że wyglądamy jak mąż i żona. W
końcu jej powiedziałem, że nigdy z nią nie będę, a ona zaczęła beczeć. Wtedy
pani Puddifoot mnie wygoniła, pocieszając Błyskotkę.
Po
usłyszeniu tych słów, chciałam tarzać się ze śmiechu po całej ziemi. Cheryl
zaśmiała się kilkukrotnie, a Malfoy stał niewzruszony. Nic w tym go nie
śmieszyło.
- Mąż i żona… - Twycross nadal się śmiała, aż Scorpius ją
uszczypnął w policzek zdenerwowany. Zamilkła natychmiast, chociaż czasami
zakrywała buzię, byleby nie parsknąć śmiechem. Natomiast Malfoy stał chłodny,
obojętny, bez swojego znanego, złośliwego uśmieszku; czyżby skończył mu się
Eliksir Nieskończonej Żałosności, czyli w skrócie – ENŻ?
- Powiedzcie w końcu, czemu mnie szukałyście? – Obluzował
swój krzywo zawiązany krawat w barwach Slytherinu i spojrzał się na nas obie. Merlinie, co się z nim stało…
- No więc tak, ee – zająknęłam się. Mówić czy nie?
Zainteresuje go to, czy zaśmieje się i odejdzie? Jednak w końcu po coś tu
przyszłam. Odetchnęłam głęboko i wszystko mu jak najdokładniej powiedziałam.
Wszyściutko o podsłuchiwaniu, moim snu, podejrzeniach i spytałam się, czy
cokolwiek mógłby wiedzieć. Malfoy stał, wpatrzony się w jakiś punkt na
horyzoncie, a Cheryl cały czas ziewała, jakby zastanawiała się, czemu tu
przyszła. Przyznam szczerze, że tego bardziej się spodziewałam po Scorpiusie.
Kopnęłam ją w kostkę, aby przestała.
- Wiem, że mój tata współpracował z Potterem i jedyne co
usłyszałem to właśnie o tym liście Yaxleya – powiedział beznamiętnie, chociaż
można było wyczuć, że lekko się zaintrygował. – Tata mówił coś, że był to list
zapieczętowany, czyli list, który nie może wyjść poza środowisko Ministerstwa.
Zrozumiałem to tak, że można go odczytać, jeżeli ma się przynależność do
Ministerstwa lub przebywa się w nim. Tak sądzę. Zabezpieczony jest zaklęciem. O
morderstwie osób z Wizengamotu nic nie usłyszałem. Mój tata bardzo ukrywa
przede mną jakiekolwiek swe zajęcia, ale to akurat zdążyłem wychwycić, póki mama
nie wyczaiła, że siedzę przyklejony do ściany.
Moje
serce znowu załomotało. Poczułam ekscytację, która przeszła przeze mnie niczym
błyskawica. Odkrywałam jakąś tajemnicę, która spędzała mi sen z powiek i
zdawało mi się, jakbym ważyła losy świata. Zaczęłam myśleć: osoba która zabrała
list i najpewniej zabiła pracowników z Wizengamotu, musi należeć do
Ministerstwa oraz wiedzieć o zaklęciu nałożonym na ów list. List musi być
bardzo ważny…Ale czego na Merlina dotyczy? Ile powinien ważyć odpowiedni
kociołek? Parsknęłam cicho śmiechem. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo coś spadło dosłownie przed moimi oczami.
Przestraszyłam się, a po chwili ujrzałam Albusa.
- Zdążyłaś już
powiedzieć Malfoyowi? – Spytał się Potter, a ja kiwnęłam głową, podczas gdy
Scorpius uniósł lekko kąciki ust. –Zobaczcie co napisano w Proroku, który grzecznie
pożyczyłem od Rose. – Podniósł ponownie czasopismo i wetknął nam je pod nos.
DYMISJA
MINISTRA MAGII
Wiadomości z ostatniej
chwili! Kingsley Shlackebolt zrzeka się stanowiska Ministra Magii z niewyjaśnionych
powodów i oddaje je…Teodorowi Nottowi! Pamiętamy, że ojciec Notta był czynnym
Śmierciożercą, przez co ta decyzja zdziwiła wielu czarodziejów. Pan Teodor jest
dyrektorem Departamentu Transportu Magicznego. Nie skomentował tej sprawy, tak
samo jak Shlackebolt. Doszły nas słuchy, że były Minister Magii dostawał
pogróżki. Jakie? Z pewnością do tego dojdziemy. Oczekuj kolejnych artykułów
związanych z tym tematem!
Przeczytałam szybko tekst,
wodząc wzrokiem po linijkach. Moje serce ponownie zaklekotało, jakby było
rozwalającą się miotłą, która uderzyła w coś z dalekiej odległości. Dymisja
Ministra Magii? Pogróżki? Teodor Nott?
- List od Yaxleya, Wizengamot, dymisja Kingsleya i
pogróżki…co jeszcze? – Spojrzałam się bezradnie na towarzyszy. Albus uśmiechnął
się od ucha do ucha.
- Wilkołak – dodał po chwili. Rzeczywiście. Zupełnie
zapomniałam o tym, że całkiem niedawno uciekaliśmy przed paskudnym wilkołakiem.
Pięknie.
- Musimy to wszystko poukładać – bąknęłam po chwili, czując
jak silny wiatr spowodował u mnie gęsią skórkę. Otuliłam się szczelnie rękoma i
spojrzałam się na towarzyszy. – A jeżeli wilkołak jest także z tym jakkolwiek
związany? – Dodałam nieco pewniej, a Scorpius popatrzył się na mnie krytycznym
wzrokiem.
- Nie sądzę. Każdy może zostać ugryziony przez wilkołaka i
się w niego zamienić – odparł natychmiast, a ja uniosłam wyzywająco brew, jak
to miałam w zwyczaju.
- Scorpius, coś ty taki chłodny, zmroził cię ktoś? – Odezwał
się po chwili Albus, trzymający zwiniętą w rulon gazetę. Uśmiechnęłam się na
chwilę, tak samo jak Cheryl. Malfoy chyba chciał coś powiedzieć, ale od razu
stwierdziłam, że zatrzymam tą bezsensowną wymianę zdań.
- Może ktoś go po prostu tu nasłał? Na przykład Hangleton? –
Wtrąciłam się, ogrzewając ramiona dłońmi. – Ułóżmy to wszystko! Zacznijmy od
tego, co mówił Scorpius. List od Yaxleya to list zapieczętowany, zabezpieczony
zaklęciem, który nie może wyjść poza Ministerstwo i musi być najpewniej
otworzony przez osobę, która tam pracuje. Wychodzi na to, że list został oddany
przez Yaxleya w czasach panowania Śmierciożerców w Ministerstwie, lub na chwilę
po śmierci Voldemorta, zanim został wrzucony do Azkabanu. Jednak jestem za tą
pierwszą kwestią, skoro tak czynni Śmierciożercy jak on zostali zsyłani do
więzienia natychmiastowo. Wizengamot zajmuje się sprawami czarodziejów, którzy
złamali jakieś prawo i to najpewniej oni posiadali ten list. Musiał on
dotyczyć, albo Śmierciożerców, którzy tak notabene złamali dużo praw, albo
czegoś jeszcze innego, także związanego ze złamanymi regułami. Ktoś ich zabił
tylko po to, by dostać list. Hangleton, jak
powiedział tata Albusa, był blisko Śmierciożerców, więc musi cokolwiek o tym
wiedzieć! Także śledzenie go byłoby bardzo potrzebne…Przejdźmy do dymisji
Ministra. Pogróżki zapewne dotyczyły całej tej afery, a sprawca najpewniej
chciał go ze stołka Ministra zdjąć i posadzić Notta, który będzie chciał
zatuszować tą sprawę. - Skończyłam swój
wywód. Spojrzałam się na swoich towarzyszy, czując jak zasycha mi buzia.
Powiedzmy sobie szczerze: oszalałam na punkcie tej sprawy! Nawet jak zajmowałam
się innymi rzeczami, to i tak chodziła mi ona cały czas po głowie, jakby była
wyjątkowo złośliwym chochlikiem kornwalijskim, który się we mnie wgryzł.
- Jak ty to tak szybko wszystko…poukładałaś? – Spytał się
nieco zszokowany Albus, marszcząc czoło. Uniosłam lekko kąciki ust, odbierając
to jako komplement.
- Po prostu o tym dużo myślę – odpowiedziałam, przystępując
z nogi na nogę. Długie stanie w tej samej pozycji dało się we znaki, ponieważ
rozbolały mnie mięśnie. Chciałam zaproponować im, abyśmy po prostu usiedli na
jakimś pagórku, lecz po chwili sama usiadłam na ziemi, krzyżując nogi.
- Czyli wygląda na to, że mamy śledzić Hangletona? – Odezwał
się Malfoy. Bez swojego ironicznego uśmiechu, który denerwował mnie za każdym
razem, kiedy tylko pojawiał się na jego twarzy. Co takiego się stało, że
Scorpius znany z zażywania swojego ENŻ, stał się obojętny i chłodny?
- Co ci się stało? Gdzie twoja ironia i złośliwość w każdym
wypowiedzianym wyrazie? – Wypaliłam wreszcie, a milcząca Cheryl spojrzała się
na mnie zszokowana. Scorpius także wyglądał na nieco zdziwionego i spojrzał się
na mnie, jakby chciał mnie przestrzelić tym wzrokiem.
- A co? – Odparł, a jego pytanie zabrzmiało dosyć
retorycznie i nie oczekiwał odpowiedzi. – Po prostu…zrozumiałem coś po
spotkaniu z Katie. Ta cała maska…ekhm – próbował brzmieć szorstko – i moje cwaniakowanie,
spowodowało, że wszystkie amory ze strony tych dziewczyn stały się uciążliwe.
Nie wiem czy nadal chcę latać jak poparzony i dopiekać wszystkim. Po prostu w
pewien sposób dojrzewam…A zresztą co będę się wam spowiadać! Od kiedy to cię
interesuje, Dominica? – Dokończył, a Albus mimowolnie parsknął śmiechem. Chyba
nadal nie przepadał za Malfoyem. Ja natomiast siedziałam, nadal zdziwiona
zachowaniem Scorpiusa. Nie wiedziałam, że jego popisywanie się na każdym kroku
i amory ze strony dziewczyn, tak bardzo mu przeszkadzały. Przecież przez te
cztery lata, zawsze zachowywał się jak celebryta. Jednak czemu mam się tym
przejmować… Już lepiej myśleć dwadzieścia cztery godziny na dobę o
Wizengamocie, niż o problemach z osobowością Malfoya.
- Doprawdy? Ten charyzmatyczny Scorpius zniknął w cieniu
dojrzewania… - mruknął Albus, zignorowawszy wzrok Ślizgona. Po chwili jednak
zmienił temat. – To co, obserwacja Hangletona? 7 października postaramy spotkać
się w nocy, wraz z mapą oraz Peleryną Niewidką, jeżeli Cheryl uda się zwinąć ją
siostrze. – Powiedział, z nieco
przywódczym tonem i skierował wzrok na Twycross.
- Oczywiście – zaszczebiotała, znowu zamieniając się w
cukierkową i uroczą dziewczynką, która rozklejała się przy Potterze. Nie jestem
pewna, czy kiedykolwiek ja będę mogła się tak zachować, albo w ogóle zakochać.
Cały czas mam wrażenie, jakby moje życie uczuciowie było pustką, której nie chciałam niczym wypełnić.
- To myślę, że czas się pożegnać. Też postaram się
obserwować Hangletona – powiedział Malfoy i machnął ręką, oddalając się od nas.
Wstałam z trawy i otrzepałam się dokładnie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Cheryl,, idziesz ze mną na OPCM? – Spytałam się,
przypominając sobie, że zupełnie za chwilę rozpocznie się już kolejna lekcja po
dłuższej przerwie.
- Tak, tak – odpowiedział Twycross i ukazując rząd białych
ząbków, pożegnała się z Albusem.
- To pamiętaj, rzucaj okiem na tego Hangletona – rzuciłam i
ciągnąc za sobą Cheryl, poszłam w stronę zamku.
**
Po
kolacji, prawie wszyscy Ślizgoni z czwartego roku udali się do Pokoju
Wspólnego, by od razu zacząć pisać czterostronicowy esej o bahankach z OPCM,
który zadał nam pan Hopkins ze względu na „karygodne zachowanie”. Podczas
posiłku starałam się przyglądać uważnie profesorowi wróżbiarstwa spod ciemnej
gwiazdy, który uśmiechał się szerzej niż zwykle. Byłam niemalże pewna, że było
to spowodowane zmianą Ministra. A jeżeli to on wysyłał te pogróżki i dlatego
tak się spieszył podczas meczu quidditcha, aby je wysłać? Wszystko zaczęło mi
się mieszać…
Oczywiście,
przy każdym stole trwała wrzawa na temat dymisji Ministra. Sarah Davis cieszyła
się z tej nagłej zmiany i z apetytem zajadała się indykiem, a Lydia
stwierdziła, że szykuje się kolejna Wojna Czarodziejów. Snuło się wiele
domysłów, a ja patrzyłam się cały czas porozumiewawczo na Cheryl, która miała
najprawdopodobniej ochotę wybuchnąć, powiedzieć, że wie o wiele więcej, ale za
każdym razem gryzła się w język lub popijała sok dyniowy. Jednak gdy tylko
przekroczyłam próg Pokoju Wspólnego, stwierdziłam, że choć na chwilę przestanę
o tym myśleć. Wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy i zaczęłam kreślić informację
o bahankach, używając przy tym podręcznika. Osób z innych roczników było bardzo
mało; Alyson Howard siedziała i przyglądała się nam, wykrzywiając przy tym
swoje zmarszczki, a dwójka drugoklasistów grała w szachy czarodziejów. Ze
skupieniem pisałam tekst, gdy ktoś szturchnął mnie łokciem, przez co upuściłam
pióro i zrobiłam wielkiego kleksa. W tej chwili miałam ochotę tą osobę
zasztyletować.
- Oj, przepraszam – Amadeus machnął różdżkę i kleks od razu
zniknął. Och, to on. – Chciałem się
tylko spytać, czy… - Zaczął, lekko drapiąc się po swoich czarnych włosach,
które latały we wszystkie strony. Kevin i Elliot, którzy zajadali się przed
chwilą bryłami nugatu, zaczęli wymalowywać w powietrzu niewidzialne serduszka.
Nieco zażenowana tą sytuacją, pociągnęłam gwałtownie Amadeusa w cichszy kąt.
- Tak, mogę gdzieś z tobą pójść, pod warunkiem, że nie
będzie to herbaciarnia pani Puddifoot. Przełknę wszystko, byleby nie trafić do
różowego kącika amorów – powiedziałam, a Amadeus pokiwał głową, nieco
zszokowany.
- To, to, d-dzięki – odparł i wrócił na swoje miejsce.
Elliot i Kevin pokazywali mu uniesionego kciuka w górę, a ja czułam, że
czerwienię się po cebulki włosów. Nigdy nie byłam na żadnej „pseudorandce”, a
zwłaszcza z Amadeusem. Jednak w końcu musiałam się zgodzić…co? Pochyliłam się jak najniżej nad swoim
pergaminem. Mój spokój jednak nie trwał za długo, gdyż został szybko zakłócony
przez zdyszaną siódmoklasistkę, Alice, z burzą jasnych loków i przesadnie
czerwonymi okularami na nosie. Cóż, wyglądała jak czysta kopia Rity Skeeter,
nawet nie ze względu podobnego wyglądu, ale także charakteru. Dostarczała każdą
informację każdemu i wiedziała o wszystkim najszybciej, wścibiając wszędzie
swój nosek.
- Minerwa McGonagall jest ranna! – Powiedziała donośnym,
drżącym tonem. Wszyscy krzyknęli zszokowani i zaczęli wybiegać. Poczułam
uderzenie gorąca i przestraszona, pobiegłam za Ślizgonami. Pierwsze co rzuciło
się oczy, to tłum uczniów, którzy szeptali coś między sobą. Przybiegła pani
Pomfrey, Thomas Lewis, Hopkins, a później również reszta Rady Pedagogicznej.
Przepchałam się przez grupy uczniów, aż ujrzałam bezwiednie leżącą panią Minerwę
McGonagall. Przed oczami ujrzałam gwiazdki, a cały korytarz wirował w moich
oczach.
- Nie została potraktowana Zaklęciem Uśmiercającym! –
Krzyknęła pani Pomfrey, machając nad dyrektorką różdżką i mrucząc zaklęcia pod
nosem.
- PREFEKCI, PROSZĘ ODESŁAĆ UCZNIÓW DO POKOJÓW
WSPÓLNYCH! – Krzyknął Neville Longbottom, opiekun Gryfonów, dzierżąc
przygotowawczo różdżkę w dłoni. Prefekci zaczęli nerwowo ustawiać
rozemocjonowanych uczniów w rządkach, przy znacznej pomocy Hopkinsa.
Rozejrzałam się niepewnie, skubiąc kawałek szaty, gdy przestało mi się kręcić w
głowie. Zdążyłam zauważyć, że jeden nauczyciel nie był obecny przy pani
McGonagall.
Nie było Hangletona.
Rozdział pisany najpewniej tydzień temu, lecz nieco zmieniony. Sprawdzony dwukrotnie; mam nadzieję, że z pożądanych efektem wyłapania błędów :) Cóż, w dzisiejszym rozdziale dużo "emocji", ale nie mogłam się powstrzymać :) Serdecznie podziękowania dla użytkowniczki mózg__leniwca, która dała mi soczystego kopa w poślady!
Pozdrawiam,
Gabi.
"zmierzając gościa od stóp do głów" - ale czym? Linijką, wzrokiem, miarką? Chyba powinnaś dodać, że zmierzył gościa wzrokiem.
OdpowiedzUsuńOkej, było chyba jeszcze kilka przeoczeń lub przecinków, ale nie będę wszystkiego wypisywała, ponieważ po prostu nie lubię. Przeczytałam wczoraj i dziś wszystkie rozdziały, począwszy od prologu. Ja nie wiem, czy tak zadziałał na Ciebie komentarz mózgu_leniwca, ale w tym rozdziale dużoo zmieniłaś. Język nie był tak bardzo potoczny i przede wszystkim, Scorpius się zmienił. Nie lubiłam twojego przedstawienia Malfoya, bo kurczę, Casanova na każdym kroku, który cały czas dokucza. Dziwnie to wygląda, nawet trudno to sobie wyobrazić. Podoba mi się jednak charakter Dominici, ponieważ jest bardzo inteligentna i lubi działać. Mam nadzieję, że każdy inny rozdział będzie tak "dokładniej" napisany jak ten, gdyż w poprzednich niezbyt schludnie operowałaś słowem, a teraz całkiem zgrabnie, a także dobrze to opisałaś. Przynajmniej taka jest moja opinia. Interesuje mnie wątek Wizengamotu oraz Hangletona, jest ciekawy :)
Z uszanowaniem,
Truskawkowa Ameba ;)
Mańka, skomciam cie najwcześniej jutro. Dzięki za info o nowym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej! Zmiana Scorpiusa? Dojrzewanie? Czyżby dowiedział się o randce Domi? Nie powiem, trochę mnie to zszokowało, a nawet zasmuciło, no ale cóż... Rozdział super, natłok emocji, a ja coraz bardziej się boję przez to sprawę o Hangletonie. Cheryl i Albus... Ich zachowanie jest bezcenne!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że dodasz go po tych... dwóch miesiącach! Wow, no cóż...
Paaa!
Anonim ;*
Ojej a co się stało, że Scor dojrzał? Szkoda trochę, szkoda ale... zobaczymy co z tego wyjdzie :) Tak ogólnie to lubie Twojego bloga więc... będzie coś dalej?
OdpowiedzUsuńLuella :*
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńNa Twoim blogu od dłuższego czasu nic się nie pojawiło. Proszę o wyjaśnienie tej sprawy, gdyż Twoje opowiadanie widnieje teraz w zakładce zawieszone, a następnie zostanie usunięte.
Z poważaniem
AiNanae [PolecaneFF]