czwartek, 26 maja 2016

Rozdział II; szlaban w Zakazanym Lesie.



23.09

                Poprzez pokonanie Scorpiusa w Klubie Pojedynków, stałam się…dosyć popularna. Starsi Ślizgoni byli dla mnie milsi, Elliot nie miażdżył mnie już swoim ciałem podczas lekcji Eliksirów, Cheryl mnie sto razy przytulała i pozwalała użyczyć swoje ślizgońskie perfumy, Gryfoni czasem ze mną rozmawiali, a nawet usłyszałam, że Krukoni analizowali mój występ. Jednak co najważniejsze, Scorpius już nie był taki złośliwy i wredny jak zawsze. Mam nadzieję, że NIE jest to kwestia czasu.
                Słońce wdarło się do pokoju, muskając moje oczy i ramiona. W dormitorium nie było Lydii, gdyż wcześnie poszła na śniadanie, słysząc, że dziś będą serdelki, a Morgana gdzieś się zaszyła. Inne dziewczyny z mojego roku, na przykład Katie Moch i jej siostra bliźniaczka, Nancy, zamknęły się w łazience, z której było słychać chichoty. Zostałam tylko ja, Cheryl, Sarah Davis i Elle Flint, która jak zwykle miała we włosy wpiętą zieloną kokardką oraz intensywnie nakładała na siebie makijaż. Przymykałam oczy, próbując jeszcze na chwilę się zdrzemnąć, lecz po chwili poczułam, jak zimna poduszka spada wprost na moją twarz. Ałć.  Wiedziałam, że Cheryl postanawia mnie wybudzić.
- Wstawaj, kochaniutka – pisnęła, latając koło mojego łóżka. Była już gotowa i bardziej urocza niż zwykle; niesforną grzywkę spięła czerwoną wsuwką, na nosie miała swoje ulubione, zielone okulary, na uszach wisiały jej ulubione kolczyki w srebrne węże (a kto by się spodziewał) i założyła swoją sukienkę w grochy, która odsłaniała jej szczupłe nogi. Cóż, wykorzystała dzień, kiedy nie musi zakładać szat.
- Świetnie wyglądasz – mruknęłam cicho, wstając niechętnie z łóżka. Cheryl tylko się uśmiechnęła, doskonale to wiedząc.
                Śniadanie minęło dosyć spokojnie, może prócz tego, że do niektórych osób przyleciały sowy. Ja dostałam list z pozdrowieniami od rodziców i zdjęciem, gdzie mój tata uściska rękę Ministrowi Magii. Wow, świetnie. Cheryl natomiast została uraczona mnóstwem kolczyków i bransoletek od mamy oraz uściskami do taty, a Lydia otrzymała całą masę słodyczy, przez co nawet upuściła swoje kochane serdelki na podłogę. Jednak największy szum spowodowała paczka dla Scorpiusa oraz braci Potter. Cała trójka dostała najnowsze model miotły, Katapultę X. Scorpius był szukającym w drużynie Slytherinu, tak samo jak James, tylko, że w drużynie Gryfonów, zaś Albus był ścigającym.
- Pokaż! Bo powiem tacie! Od razu! – Lily Potter z drugiej klasy przy pomocy Hugo Weasleya  próbowała odebrać miotłę swoim braciom, lecz nadaremno. Rozgoryczona, pobiegła ze swoimi psiapsi do Sowiarni, zapewne wysłać apel do swoich rodziców.
- Zobaczymy, kto lepiej ją wykorzysta – Scorpius uśmiechnął się ironicznie do Potterów, po czym poszedł popisywać się przed Ślizgonami. Cheryl także pobiegła oglądać miotłę, mimo, że nigdy nie interesowała się quidditchem. „Urok” Malfoya.
*
- Cóż, jestem pewny panie Lambrece, że stać cię na coś więcej – Horacy Slughorn wyczyścił kociołek Kevina, po czym ponownie zaczął przechadzać się po klasie. Nie lubiłam eliksirów. Głównie dlatego, że nie czułam w sobie jakiegoś niezwykłego talentu. Zaczęłam niespokojnie miażdżyć kły węża, kiedy pan Horacy podszedł do mojej ławki. Elliot od razu upuścił swój żądeł żądlibaka, a ja tylko prychnęłam.
- Panie Elliocie! Mówiłem tyle razy, by być delikatnym. To nie są przepychanki – powiedział, po czym spojrzał się na mnie. – Dobrze zmiażdżone składniki, ale proszę się pośpieszyć.
                Kiwnęłam posłusznie głową i dodałam cztery porcje składników do kociołka. Odetchnęłam z ulgą, po czym zaczęłam mieszać.
- Psst! – Był to głos Lydii, która siedziała za mną wraz Cheryl. Zupełny antytalent eliksirowy, jeszcze gorszy ode mnie. Odwróciłam się niechętnie.
- Lydia, co chcesz? – Spytałam się pośpiesznie, kątem oka spoglądając na Slughorna. Pulchna koleżanka, chichocząc nerwowo wraz z Twycross, podała mi zwitek papieru uformowany w kulkę.
- To od ten teges…No, Malfoya i tego jego koleżki, Kevina! – Syknęła Lydia. Odwróciłam się, z niespokojną miną. Czego on może ode mnie chcieć? Krukoni spojrzeli się na mnie uciszająco. Westchnęłam i drżącymi rękami odwijałam papierek.
BRZDĘK, TRRRR.
Papierek wybuchnął mi prosto w twarz i coś podobnego do konfetti, zasłoniło mi na chwilę widok. Wszyscy Ślizgoni zaczęli się śmiać, a najgłośniej już Malfoy. Tego można było się spodziewać! Co za skończony pajac! CO ZA SKLĄTKA TYLNOWYBUCHOWA! Zaczerwieniłam się i z impetem wyrzuciłam papierek wprost do ławki Scorpiusa. Horacy Slughorn był nieco wyprowadzony z równowagi.
- Panie Scorpiusie Malfoy…czy może mi pan to wytłumaczyć? – Profesor od eliksirów podszedł do tego skończonego kretyna.
- To tylko zabawa… – nadal chichotał. Slughorn się zdenerwował.
- Taka zabawa, że dostaniesz szlaban i dziesięć ujemnych punktów! A gdzie ta kara się odbędzie, to uzgodnię z panem Lewisem. Panna Dominica także będzie Ci towarzyszyć, ze względu na to, iż otworzyła papierek. Wracajcie do pracy – uśmiechnął się nerwowo i wrócił do biurka, a ja wręcz…kipiałam jak kociołek Cheryl. Czemu ja? Czemu ja mam dostać szlaban? Gwałtownie zacisnęłam moździerz, chcąc rzucić nim w Scorpiusa, śmiejącego się Elliota i Kevina. A także w Lydie! I Cheryl, bo na pewno doskonale o tym wiedziała…
*
                Wierciłam się niespokojnie podczas obiadu, zajadając ze złością udko faszerowane grzybami. Szlaban. Z Malfoyem. I to jeszcze dzisiaj! A nasz opiekun Lewis, z pewnością będzie chciał dać nam jak najgorszą karę, na przykład sprzątanie lochów z Filchem.
- Na Merlina, już tak nie przeżywaj! To tylko jeden szlaban… - Cheryl przegryzła wisienkę na suflecie, wciąż wpatrując się w stolik Gryfonów. Żachnęłam się niespokojnie.
- Łatwo ci to mówić – powiedziałam nerwowo, wydłubując widelcem części których w kurczaku nie lubiłam. Cheryl ani drgnęła. Wciąż wpatrywała się…Chwila, chwila! W Albusa?
- Co tak cię ciągnie do tego Pottera? – Uniosłam kąciki ust, a Twycross niemal natychmiastowo odwróciła wzrok.
- Do tego Gryfona? Mnie…Nic!– Oblała się szkarłatnym rumieńcem. Jednak ja byłam zupełnie innego zdania. Nie po to błądziła wzrokiem po stoliku Domu Lwa i trzy dni temu ucięła sobie z nim miłą pogawędkę. Cheryl była ładna, Albus przystojny, a zrozumcie że ona lubi takich „torcików”, jakby to ujęła Lydia. Jedyne co to wszystko komplikuje to fakt, że ona jest dumną Ślizgonką, a on Gryfonem. Ale coś musi być na rzeczy…
 Z zamyślenia wyrwał mnie przenikliwy i wścibski głos Morgany, która nadziewała właśnie brutalnie indyka.
- Chcesz mi odebrać Malfoya na tym szlabanie? Pytam się! – Wrzasnęła, mlaskając mięsem. O, najwidoczniej minęła jej kara, lecz bąbel został na jej czole. Przepraszam! To jej twarz.
- Idź lepiej pojedynkować się z pierwszakami… - Wycedziłam, żeby ta panienka dała mi spokój. Wypluła indyka i zaczęła beczeć. Klasyk…
*
                Stałam przed gabinetem Lewisa, tupiąc nogą. Posążki hipogryfów wpatrywały się we mnie, co jeszcze bardziej mnie przerażało. Zupełnie nie wiedziałam, co Malfoy może wymyślić na tym szlabanie. Nawet mógłby mnie zamrozić…Z tego co się dowiedziałam, w gabinecie Lewisa był Slughorn i ktoś jeszcze. Ciekawe.
Nagle „coś” złapało mnie za ramię. Była to najpewniej pulchna dłoń Lydii. Co ona tu robi?
- Ten no, no ten no! – Wrzasnęła, aż podskoczyłam. Wpakowywała do buzi swoje cukierki z musem jagodowym, które dostała od mamy. – Dominica! Ja też mam szlaban, no bo, no bo! Mi ten, ten Longbottom na zielarstwie mi powiedział, że, że! Dostanę szlaban, bo uszkodziłam rośliny. – Powiedziała, śliniąc się. Przypomniało mi się, że nieczuły dotyk Lydii spowodował, iż  oderwała korzenie jakimś roślinkom.
- Świetnie – mruknęłam. Obecność Lydii mnie wcale nie pocieszała. Po chwili podbiegła do nas kolejna postać. Był to Albus Potter. Okej, robi się bardzo ciekawie!
- Nie zostawiaj mnie! No James! – Krzyknął, wychylając głowę zza róg. Tupnął zezłoszczony nogą i doszedł do naszego grona. Wsunął ręce do kieszeni i kiwnął spokojnie głową.
- No to, ekhm, hej! – Uśmiechnął się nieudolnie. Chciałam się od razu na wstępie spytać, czy kręci coś z Cheryl, ale chyba wziąłby mnie za wariatkę. Podeszłam do posążków. Oczekiwałam, aż wreszcie grube paluchy Lewisa otworzą drzwi do gabinetu. I w tej właśnie chwili podszedł Scorpius. Wzdrygnęłam się. Był w całkiem dobrym humorze, szedł nonszalancko. Zatrzymał się na środku.
- Jakie grono! Albus Potter, – uśmiechnął się szorstko – Lydia i Dominica! Mam nadzieję, że konfetti nie wpadło ci do oczu.
- Daruj sobie – odparłam, próbując się na niego nie patrzeć. W tej chwili podbiegła Cheryl. Co ją tu przywiało?
- Domi… - zaczęła, oddychając niespokojnie. Wtedy zauważyła Albusa i mimowolnie poprawiła fryzurę, uśmiechając się blado. To naprawdę zaczyna robić się dziwne! Cholerne wariatkowo! Podeszła do mnie, nadal spoglądając na Pottera, jednak nie miała za dużo czasu na powitania. W tej samej chwili Lewis otworzył drzwi. Stał wraz ze Slughornem i Longbottomem, opiekunem Gryfonów. Jego pomarszczona twarz była wykrzywiona w uśmieszku satysfakcji, a grube paluchy zaciskały mosiężną klamkę.
- Dobrze, zgrajo! Zaraz profesor Longbottom zaprowadzi was do Hagrida, a z nim przejdziecie się rundkę po Zakazanym Lesie – zaśmiał się. Wszyscy byli nieco zdenerwowani, ale na pewno w duchu cieszyli się, że ominęło nas spotkanie z Filchem. Opiekun Gryffindoru wyprostował się dumnie i gestem ręki nakazał, abyśmy szli za nim. Nadal nie wiem, co tu robiła Cheryl i ona chyba też…Przyssała się do mnie jak gumochłon, nieco przerażona perspektywą Zakazanego Lasu. Lydia nadal jadła cukierki, a Scorpius popisywał się przed Albusem, pokazując jaki przykładny z niego Ślizgon.
*
- Hagridzie, tylko godzina! Nie więcej. I nie zapuszczaj ich za daleko… - powiedział profesor Neville. Olbrzym kiwnął głową, poprawiając brodę.
- No si wie! Psorze, może pan już iść! Ja umim się opiekować takimi rozrabiakami… - Tu puścił oczko do Albusa. – To co, dzieciory! Idziemy. Zgubiłym gdzieś moje pudełko z jeżozwierzami w Zakazanym Lesie, tuż na początku! To mi pomiżycie szukać. Idzi z nami Kieł, rozdzielimy siem! Ktokolwiek byłby w niebezpieczeństwie, to puszcza z różdżki czerwony ogiń. Si rozumie?
                Każdy kiwnął głową, a Cheryl przytuliła się mnie jeszcze mocniej. Ja nie odczuwałam ani strachu, ale też nie byłam zbyt chętna, aby penetrować Zakazany Las. Tuż na skraju, Hagrid się zatrzymał.
- Nie powinniśmy się rozdzielać! Proszę… - Jęknęła Cheryl. Hagrid się zaśmiał, jednak po chwili kiwnął głową.
- No dobzi. Ja pójdę sam, z Kłem. Wy, grupa, razim idzicie – powiedział głośnym tonem. Lydia zaprotestowała, drapiąc Kła za uchem.
- Nie, nie, proszę! Kieł to taki słodziak, że, że! Ja bez niego nie idę – odparła, mrugając swoimi maślanymi oczkami.
- No dobzi, to ti idziesz z nami! – Westchnął. Lydia zaczęła częstować go cukierkami z musem.
                I się rozdzieliliśmy. Nie odzywałam się do Cheryl, ponieważ gdyby nie jęczała, mogłabym nie być w grupie ze Scorpiusem. Jednak ta była tymczasem zainteresowana Albusem. Malfoy szedł na początku grupy. Każdy dzierżył różdżkę w dłoni, która oświetlała drogę dzięki „Lumos”
- Gdzie jest to pudełko z jeżozwierzami…To jak szukanie igły w stogu sklątek tylnowybuchowych! – Odezwałam się, drepcząc po szosie.
- Czyli w stogu twojej rodziny? – Scorpius wyszczerzył ząbki. Westchnęłam, zupełnie rozgoryczona po dzisiejszej sytuacji z papierkiem.
- Jesteś taki zabawny, Malfoy – odwarknęłam, przyśpieszając kroku. Blondyn oświetlił moją twarz.
- Dziękuje – odparł. Ja już się nie odgryzłam, idąc w milczeniu. Cheryl cały czas szła w tym samym tempie co Albus. Trzej Ślizgoni i jeden Gryfon. Dom Lwa i Dom Węża zawsze byli przeciwnikami, jednak zauważyłam, że ostatnio ich relacje stają się coraz lepsze. Może przez Kodeks…Teraz znowu sobie przypomniałam, jak bardzo chciałam być w Gryffindorze.
Przez pół godziny błądziliśmy po Zakazanym Lesie, szukając pudełeczka z jeżozwierzami. Twycross czasami zagadywała Albusa, a ten, nieco zadowolony, kiwał tylko głową. Ja od niechcenia patrzyłam się czasami na Scorpiusa, który pobił chyba swój rekord i nie dokuczał mi od 30 minut. Brawo!
- Ej, cśś! Słuchajcie – nagle odezwał się Potter. Wszyscy się zatrzymali. – Słyszeliście, jakby…warczenie?
Każdy zaczął się przysłuchiwać. Rzeczywiście, gdzieś blisko…ktoś warczał. Nasze miny zbledły, a Cheryl przez przypadek prawie przytuliła Albusa, jednak natychmiastowo wróciła do mnie i ponownie się przyssała do mojego ramienia.
- Może…uciekajmy? – Zaproponowała. Scorpius, jak zwykle, chciał popisać się humorkiem.
- A jak to te jeżozwie… - Jednak zamilkł. Zaczął cofać się do tyłu. Zza drzew wychyliła się wielka postać, która była najpewniej…wilkołakiem! Ciężko krocząc, wpatrywał się na nas groźnie, oblizywał się jęzorem, a księżyc przerażająco oświetlał jego wielki tułów. Miał na sobie zerwane strzępy ubrań.
- ZWIEWAJMY! – Krzyknął sparaliżowany chwilowo Albus i natychmiastowo zaczęliśmy uciekać. Z naszych różdżek tryskały miliony czerwonych iskier. Poczułam, jak moje płuca z powodu strachu nie mogły spokojnie wdychać powietrza. Cheryl płakała. Scorpius wraz z Potterem biegli na przodzie. Wilkołak przez chwilę się na nas wpatrywał, przekrzywiając głowę, aż sam zaczął za nami pędzić.
- Właśnie uciekamy przed cholernym wilkołakiem! – Wrzasnęłam. Pomyślałam po raz pierwszy logicznie. – Lepiej się gdzieś schować! Patrzcie, akurat wyrosły nam wielkie krzaczory! – Czym prędzej cisnęłam Cheryl wraz ze mną do krzaków, a raczej dziury obrośniętej krzakami. Po chwili wpadli tam również Scorpius i Albus. Każdy sapał przeraźliwie, ale przynajmniej się nie odzywali. Wpakowałam jęczącą Cheryl jak najdalej, po czym zasłoniłam nas jeszcze bardziej krzakami. Przez dziurkę wszyscy obserwowaliśmy sytuację. Zasłoniłam sobie usta, by nie krzyknąć gdy jeszcze raz zobaczę to obrośnięte zwierzę. Po chwili dotarło do mnie, że ktoś z Hogwartu albo Hogsmeade jest wilkołakiem! Jednak nie dzieliłam się tą myślą z towarzyszami. Wpatrywałam się na górę. Błagałam, by bestia nie nachyliła głową do krzaków, albo na nie nadepnęła. Po chwili się pojawiła, dreptała niespokojnie po ścieżce, wyjąc. Ta chwila trwała chyba wieki. Wilkołak węszył i chciał niemalże wsadzić głowę do krzaczorów, lecz coś go zatrzymało. Chyba inne wycie…? Po prostu odbiegł drogą, którą przed chwilą wszyscy biegliśmy. Szepnęłam do Cheryl, że chyba go nie ma. Scorpius z Albusem musieli przezwyciężyć swoje wspólne dumy i razem wychylić głowę. Wilkołaka nie było. Po kolejnym dziesięciominutowym przesiadywaniu w norze, Albus szepnął:
- Wyjdźmy i zwiewajmy – powiedział. Wyszedł jako pierwszy. Potem Scorpius. Nie myśląc już o tym jak bardzo go nienawidzę, dałam się przez niego podnieść. Na koniec Cheryl. Nie wiele myśląc, po prostu biegliśmy w stronę wyjścia…Uspokoiliśmy się dopiero, gdy zauważyliśmy Hagrida z Lydią i Kłem, którzy stali przy samym skraju lasu.
                       NOTKA OD AUTORKI                             
Hej, cześć :) Dosyć śpieszno mi z tymi rozdziałami, ale jest wena, jest moc! Wiem, że to dopiero początki itd., ale widzę przecież wejścia na rozdział, a...komentarzy brak! Ja nie wiem, kto na to wchodzi, boty? Mam nadzieję, że aktywność z czasem wzrośnie. Pozdrawiam koale15, która jako jedyna mi pięknie komentuje!
Z wyrazami szacunku XD,
Gabrysieł.               

8 komentarzy:

  1. to ja zastapie koale 15 ;-) Przepraszam ze bez polskich znakow, ale zycie w Anglii heh.
    Weszlam na twojego bloga przez przypadek, stronka na fejsbuczku. Przeczytalam te dwa rozdzialy i prolog na jednym tchnieniu. Takiego czegos szukałam! Nie ma wielu romansidel, jest jakas akcja i ten wilkolaczek. Nie mogę się doczekac kolejnego rozdzialu.
    Zycze wielu czytelnikow,
    Rey.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje za to, że przeczytałaś moje wypocinki. Jak widać, wiele znaczą dla mnie komentarze, mimo, że jest ich tak mało.
      Dziękuje i pozdrawiam,
      Gabi.

      Usuń
  2. Widzę, że ktoś mnie zastąpił! Koala15 jednak powraca, nadal nie umiejąc wejść na swoje konto. WUT :(
    A więc tak, kurczaki ziemniaki!!! Rozkręcasz się. Szlaban w Zakazanym Lesie, trzej Ślizgoni i Gryfon. WOWO. Cheryl z Albusem ewidentnie coś kręci, mam nadzieję, że to jakoś dobrze wytłumaczysz. I ja marzę wręcz o tym, żeby Dominica była ze Scorpiusem! Taka toksyczna relacja - Domcor! Jedyne to mi przyszło do głowy, może wymyślę coś lepszego.
    I cholercia jasna, wilkołaaaak?! Czyżby Remus Lupin? Nie no, żarcik, RIP Lupin [*] :( Ciekawie kto to jest i no W OGÓLE JAK TO ROZWINIESZ. AAA. Super, super, super!
    Pozdrawiam,
    koala15.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah, Domcor, love it :) No może, może, zobaczymy!
      Oj, kochałam Lupina, chociaż nie tak jak Snape (cóżżż). A wilkołak będzie, jak widać, ważnym tematem. Mam już nawet pomysł.
      Dziękuje,
      Gabi.

      Usuń
  3. Witaj! Zgłosiłam bloga na Stowarzyszeniu blogów z Harry'ego Pottera i chciałabym cię poprosić o poprawienie zgłoszenia. Chodzi mi o czas, w którym rozgrywa się twoja powieść.
    Dziękuje, Arabella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poprawione!
      Pozdrawiam, Gabi.

      Usuń
    2. Twoje zgłoszenie zostało rozpatrzone pozytywnie.
      Pozdrawiam, Arabella
      stowarzyszenie-harryegopottera.blogspot.com

      Usuń
  4. Hej! Jejku, jak ja się cieszę! Spotkali wilkołaka- zakładam, że rozwija się akcja... A najlepsza jest końcówka! Scorpius pomógł wstać Domi, a ona nawet nie myślała o tym jak bardzo go nienawidzi! Bałam się, że po tym pojedynku ich relacje ulegną zmianie- obydwoje nie będą ze sobą rozmawiać, robić kawały, kłócić się...

    Taaaaak, ja już shippuję... Taaa... A Albus i Cheryl... Wspaniały pomysł :D

    Pozdrawiam,

    Anonim

    OdpowiedzUsuń